arielle

tak więc przyszli. w mieszkaniu arielle nie było żywej duszy, chwilę siłowala się z drzwiami, bo zamek miał to do siebie, że się zacinał i trzeba było chwilę pokręcić kluczem w drzwiach, nim te się otworzyły. ale w końcu jej się udało i wpuściła go do środka i sama również weszla. - więc czego byś się napil? - spytała, zapalając światlo, by nie zabili się o jakas leżącą na środku przedpokoju parę butów.

ale mam tempo, fuck yeah. (wciaz czekam az ktos zalozy fuckyeahsandrasloma)
-hm-zastanowil sie, zdejmujac butki. skarpetki mial czarne (bo tak dlugo jej nosil)-nie wiem, obiecalas mi kakao!-usmiechnal sie, rozpinajac ostatnie guziki kardiganu. wcale nie mial zamiaru robic striptisu albo tanca kendry na rurce, po prostu rozpiete sweterki sa bardziej seksy. charminggggggg sexyyyy ./'./'

założe jak będziesz miała urodzinki.. - racja, to juz zaraz zrobię kakao! - powiedziała i skierowała się do salonu, bo ogólnie miała aneks kuchenny, zawołała, żeby leland przyszedł i sie rozgościl, żeby nie siedział nie daj boże w przedpokoju czekając aż ona mu przyniesie tam kakao i zaprowadzi za rączkę do salonu.. bo różnie to bywa. wyciągnęła mleko z lodowki. pierwszy krok do robienia kakao..

przyszedl za nia wiec do kuchni, wszyscy lubia kuchnie. usiadl przy malym i zgrabnym stole ktory wygladal jak z jakiegos klasycznego francuskiego bistro i zerknal na widok za oknem. - masz ladny widok - zauwazyl wiec, on sam pewnie mial na smietniki jak w miodowych latach.

- wiem, że ładny. to znaczy nie wprowadziłabym się do mieszkania, ktorego okna wychodzą na jakieś śmietniki - powiedziała, odwracając się do niego, chociaz akurat była strasznie zajęta gotowaniem mleka w garnuszku z biedronki za 0.50 euro. - chociaż z łazienki przez okno widać tylko trzepak i wydeptany trawnik.. ale kto wygląda przez okna w łazienkach. - no, pewnie tylko ona, zresztą żeby wyjrzeć przez okno w lazience musiałaby za każdym razem odsłaniać zaslonki, co proste nie było.

-ja nie-w przypadku, gdyby to bylo takie podstepne pytanie. mial nadzieje, ze ja uspokoil, moze to jakas obsesja. oblizal usta, bo mial chrapke na kakało i nie mogl sie doczekac, nienadzarty...-moje okna wychodza na smietnik. tylko jeden, taki akurat za blokiem. poza tym moje sasiadki to same staruszki i w lato jakis koneser starszych cial moglby sie pozachwycac, gdy sie opalaja topless. nie to, zebym ja sam byl. koneserem. nie starsza pania. chociaz nia tez nie jestem.

- fuj - zmarszczyla nieznacznie nos, a przy tym czoło i pewnie wszystko inne również. - czemu mieszkasz w kamienicy, gdzie mieszkają tylko starsze panie? - spytała. pewnie w rzeczywistości mordował te staruszki, wcześniej zmuszając je, by zmieniły swój testament i zapisały mu cały swój majątek. taki psikus, że ja nie moge. wyciągnęła dwa duże kubki z szafki i rach ciach kakao gotowe. postawiła jeden z kubków (ten brzydszy) przed lelandem, a sama, z drugim kubkiem w dłoni, usiadla naprzeciw chłopaka.

-polowa to normalne mieszkania, a druga polowa to cos dla starcow. ale nie wiem co. i dwie nastepne kamienice tez. wlasciwie jest tanio, wiec nie narzekam. pieka mi tez ciasteczka-pewnie z narkotykami zeby go potem wykorzystac. dmuchnal w kakao tak w ramach approve...-masz fajne wlosy.

jak to zwykła mawiać pani piekarska: ajęc no właśnie, arielle siedziała na kanapie w swoim niedużym salonie, dopijała zimną juz herbatę i oglądała telewizor, chociaż tak naprawdę nawet nie wiedziała co to za program teraz leci. czekała na lelanda!

liland przyszedł z winem schowanym w swojej zamszowej brązowej torbie na jedno ramię, bo są urocze i nigdy się ich nie wyzbędę ani miłości do nich, och... wino było marki jakiejś z wyższej półki, równocześnie z piwnicy będąc, bo im starsze tym lepsze, każdy ksiądz ci to powie, zapukał, swędziało go oko.

zwlekła się z kanapy i wygładziła spódniczkę, jeszcze wyłączając telewizor, bo wyszlaby na jakiegoś retarda oglądającego nonstop telewizję, a nikim takim nie była przeciez. otworzyła drzwi uśmiechając się szeroko. bo wiadomo - do boyda można się tylko i wyłącznie uśmiechać. no i robic inne fajne rzeczy. - cześc, leland, masz to wino? - spytała, chociaz w zasadzie nie zależało jej jakos specjalnie na piciu...

ja jestem retardem w takim razie, true story
-tak. licze, ze ty masz kieliszki - nie chcial wprawiac jej w zaklopotanie tudziez robic z siebie dziwolaga gdyby rpzyniosl wlasne. usmiechnal sie do niej, a raczej odwzajemnil usmiech i wszedl do srodka. juz za pozno gdyby chciala go wygonic tez, bo buty juz zdjal, ehh... co za krejsol.

- jasne, że mam - powiedziała i zamknęła za nim drzwi. przeciągnęla się, chwilę mu się przyglądając, żeby sprawdzić, czy się nie zmienił. mial wciąż dwoje oczu, nos i całą resztą, wszystko na miejscu, przynajmniej na pierwszy rzut oka. - to ja przyniosę kieliszki a ty się rozgość w salonie, tak? - i nie czekając na odpowiedź podreptała do kuchni, żeby poszukac ładnych kieliszków, nie tych pogryzionych, z których zwykle pijała.

przypomniał mi się wiersz su o jakiejś białej kotce i tak znowu nie mogę. jezu. ciekawe czy su gra teraz na nk.
-tak - przytaknął więc, ale pewnie nie zdążył, skoro tak szybko uciekła. rozgościł się na kanapie, zauważył że pilot jest ciepły. pewnie na nim siedziała.

żeby tylko siedziała, hohoho. su na pewno gra na nk. wpisze zaraz w wyszukiwarke suki.. http://nasza-klasa.pl/profile/27129584 to pewno ona
w końcu udało jej się znaleźć w którejś z kuchennych szafek ładne, nieobtłuczone kieliszki i wróciła z dwoma do salonu, ustawiła je na stoliczku koło kanapy, na której sama usiadla, jakos obok lelanda. - co słychac, w ogóle? - spytała..

ojacie jak ja znalazlas
-nic takiego w zasadzie. bylem na obiadzie u mamy, a tak to nic, chyba naprawde jestem frajerem. - pokiwal glowa z usmiechem. - hm, a korkociag? - juz stracil umiejetnosc wyciagania korka zebami. albo umial tylko w liceum, kiedy pili tylko tanie, z ktorego korki mozna wyciagac nawet reka..

- rany, racja, korkociąg - pokręciła głową. pewnie sądziła, że leland przyniesie takie wino z zakrętką i zaden korkociąg nie będzie potrzebny, ale się przeliczyła. wstała i potykajac się o swoje nogi pobiegła do kuchni, gdzie wyjątkowo szybko znalazła korkociąg i wróciła z nim do salonu. - proszę bardzo, mam nadzieję, że się nie rozpadnie, bo dawno go nie używalam.. - tak, pewnie byla na odwyku.

albo juz napoczete, ale byl zbyt dobrze wychowany. sorry.
-w porzadku. ja tez mam taka nadzieje, swoja droga - usmiechnal sie znowu i pomyslal, ze zachowuje sie dzisiaj jak jakis ulom. i za duzo sie usmiechal. wiec plus dwa do ulomnosci. w kazdym razie wbil ten korkociag i wyciagnal korek, bez zadnych efektownych yy efektow. to zostawi na sylwestra ok... nalal jej wina i sobie tez, beda mieli calusne usta. - okej, a u ciebie?

podrapała się po nosie i sięgneła po swój kieliszek, by porządnie się napić. pięć punktow dla niego, wino bylo przednie, miało wspaniały, urozmaicony bukiet i takie tam różne bajery. - u mnie jak widać, jak ostatnia idiotka siedzę cały weekend w domu i nic nie robię - wzruszyła ramionami. - chyba schodze na psy. - juz dawno zeszła, ale wczesniej nie dopuszczala tej mozliwosci do siebie.

-wlasnie, mialem wziac psa. znaczy ze schroniska. znaczy nie dzisiaj, ogolnie, kiedys soie wymyslilem i znowu zapomnialem - westchnal, drapiac sie po czuprynie. nie znal sie na bukietach, bo zadna z neigo kwiaciarka xd wiec tylko napil sie bez zadnych ekscesow. zmieniam sie w ludzi z nk xd - ty masz cos? znaczy jakies zwierzeta. - mogla miec wielka are papuge w pokoju...

- nie mam żadnego zwierzaka, a szkoda, bo lubię małe kotki, male pieski i inne małe zwierzatka. to znaczy lubię w zasadzie wszystkie, a przynajmniej większość.. - tylko pająków nie lubiła, ale nie byla pewna, czy to zalicza się do zwierząt. usmeichnęla sie do niego, odgarniając włosy za uszy. ja juz dawno jestem czlowiek z nk!! - mogę z toba iść do schroniska i poszukać jakiegoś pieska - zaproponowała. chociaz zawsze, jakbyla w schronisku (była dwa razy w zyciu) to plakała.

-mozemy wziac go razem! bedziemy go miec po tygodniu, xd - znaczy zartowal, bo to takie dosc niehumilitarne (jak lecialo to slowo? humanitarne, niii?). przesunal sie na brzeg kanapy do przodu, zeby dolac sobie wina, nawet nie rozlal nigdzie ani nic z tych rzeczy, wrodzony czar i gracja, tanczyl kiedys w balecie cale dwa dni, tylko po to zeby patrzec na laski w rajtkach, ale to trzynastolatkow swiat. - wolisz duze sy czy male?

pozostawiła jego propozycje bez komentarza. zal peel. :/ - dużych się boję, chyba wolę małe. albo średniej wielkości. chociaz wszystko zalezy, bo niektóre duże psy są w porządku, a niektóre male nie do zniesienia. nie lubię jamników. - zmarszczyła nieznacznie czoło, podciągajac nogi na kanapę, bo to w końcu jej kanapa i mogła nawet z niej jeść i ją deptac buciorami.

-dalmatenczyki sa fajne z duzych... i jakies tam jeszcze. nie znam sie na psach. cziłała sa wstretne. i glosne. - odechcialo mu sie wina jakos, bo przeciez nie wypije calej butelki. tak, witelki. dmuchnal w grzywke, ktora opadala mu strasznie na oczy i przygladal sie jej wlosom.

miała prawie tak samo ładne włosy jak on, ale jednak wciaz trochę brzydsze. wiadomo. odstawiła pusty kieliszek na stolik, zastanawiając się, czy sobie jeszcze nalać, czy tez nie. nie doszła do żadnych mądrych wniosówk, więc póki co się wstrzymała. - tak, dalmatyńczyki sa świetne. ja znam z pięc raz psów, jesli nie mniej, w zasadzie najbardziej lubię kundelki. niektóre sa śliczne! - westchneła. chyba się rozczulała nad psami.