Pathé Vaise

krecila sie od do roznych dziel sztuki, niezupelnie je rozumiejac, ale to nic. w koncu wyszla na dwor i bolaly ja oczy od tych neonow :<

on akurat również wyszedł, i wyciągnął z kieszeni papieroska, którego teraz zapalił swoją super lanserską zapalniczką. przez jakiś czas obserwował charlene, aż w końcu podszedł i uśmiechnął się do niej miło. - jak się podobało? - zapytał i zaciągnął się marlboraskiem.

o saszka luv. - nie wiem, czy moge ci na to odpowiedziec, nie chce wydac sie ignorantka-bo sie nie podobalo, chociaz moze raczej chodzilo o to, ze najwyrazniej nie rozumiala nowoczesnej sztuki, zreszta zaraz mu to powiedziala-wiesz, wole mona lize i te sprawy.

- ah, no tak. ja też w zasadzie, ale lubię udawać, że mi się to wszystko podoba, żeby potem wyrywać laski na bycie artystą, rozumiesz. - uśmiechnął się do charlene szelmowsko. - nie no, żartuję. znajomy polecił mi tu przyjść, twierdząc, że po prostu muszę to zobaczyć, ale żałuję, że go posłuchałem.

- ale jestes przebiegly-zauwazyla, usmiechajac sie nawet w zwiazku z czym, wyciagnela reke, miala rekawiczki, bo w zasadzie wiecznie bylo jej zimno. pewnie byla wampirem-jestem charlene. charlie.

- boyd. - jak łatwo można się domyślić, również wyciągnął do niej dłoń, jednocześnie rzucając papierosa na ziemię i gasząc go swoim ładnym bucikiem, najeczkiem na przykład. - bardzo ładne imię, tak myślę. chyba nigdy nie znałem żadnej charlene.

-to juz znasz-usmiechnela sie jeszcze szerzej, bo fajnie bylo miec oryginalne imie w kragu jego znajomych, moze nawet nie tyl eco oryginalne, ale po prostu niezdublowane-milo cie poznac! i milo ze dzielimy te same gusta, i w ogole, ostatnio gdy bylam w galerii z moim chlopakiem to w zasadzie stal sie eks chlopakiem-patrz, juz zwierzenia, szypqo...

- to trochę przykre. ja nigdy nie byłem z żadną dziewczyną w galerii, to znaczy żadna nie interesowała się takimi rzeczami, a nie lubię zmuszać ludzi do robienia czegoś, czego nie lubią. - powiedział, wsuwając dłonie do kieszeni swoich dżinsów, bo było mu odrobinkę zimno.

-wiec jezeli w przyszlosci bedziesz mial ochote bardzo chetnie z toba pojde-rzekla baardzo wesolo i dumna z siebie tez, bo nie ma to jak fajne znajomosci przyniesione z podworka. o ile nie odpowie jej czegos w stylu 'wybacz ale mam aids i stronie od ludzi, nie chce tego rozsiewac' bo wszyscy wiedza ze aids unosi sie tez w powietrzu.

- okej. tylko musisz dac mi swoj numer czy cos, zebym mogl sie z toba skontaktowac, prawda? - poslal jej jeszcze jeden mily usmiech i zmierzwil swoje wloski. powinien isc do fryzjera, ale komu sie chce, a poza tym pewnie bal sie fryzjerow, bo kiedys scieli go jakos smiesznie. czy cos (kocham 'czy cos' <3)