-hej, co jest... - zaczęła, poprawiając idealną sznurówkową kokardkę i błyskawicznie stanęła na dwóch nogach. zachwiała się przy tym, więc strużka koli spływała jej teraz po dłoni wprost do rękawa. chyba wybrała zbyt wysokie obcasy jak na takie sztuczki. - oh, dzięki. - poprawiła się w samą porę, bo jednak stał przed nią uroczy wybawiciel, a nie złodziej teczek. gdyby ktoś ukradł cały jej dobytek artystyczny pewnie wyleciałaby na zbity pysk z tej swojej architektury, stąd te nerwy. inną sprawą jest to, dlaczego ktoś miałby kraść teczkę z rysunkami. zarumieniła się nawet, po same uszy. właściwie rumieniła się z byle powodu, czego szczerze nienawidziła.
onie znowu mi wychodzą długie posty.