liam

chujelo

cipasiema.

więc wspaniałomyślnie zaczynam i zaczynam wypowiedź od więc, nie zdam matury.
cudem dotarli, capri prawie zamienila się w malą zamrożoną fokę albo eskimosa.
- mleko mleko. - wydukała, rozbierając się z budresówki jedynie rzecz jasna i pocierając łapkami o ramionka. podczas gdy lajam doił lamę, bo nie miał mleka, a potem zrywał kokosy żeby zrobić mleczko kokosowe, a potem poszedł do ula po PASIEKĘ : d, capri poszła do jego super elo wygodnego łóżka, przykrywając się kocykiem i czytając książkę o kamasutrze, którą lajam miał na stoliku nocnym.

prąciecześć

oczywiście z ilustracjami na których pozycje pokazywały lamy, żeby nie było co do tego wątpliwości.
-mleko, raz! - zakomunikował, stając nad nią z kubkiem na srebrnej tacy i pochylając się kelnerskim ruchem. może nawet miał przewieszoną serwetkę. szał ciał i dies ire. podał jej kubek, wciskając się obok. pewnie miał dziurę w skarpetce jak sid.

i oczy skośne jak yoko ono, ble fuj.

- cześć, dzięki. - chwyciła kubeczek, opierając się o oparcie ( bogate słownictwo żondzi ) żeliwnego łóżka, sama kazała mu jego kupić, znaczy wmawiała to sobie, takie to łóżko było fajne; tak naprawdę lajam miał je po babci, starej buddystce, ktora hodowała lamy w afryce i przemycała kokainę w nepalu w sutkach tych lam.
a wracając do nich, jak już się oparłai podkurczyla nóżki, wraz z książkę, robiąc mu miejsce, ze spokojem napiła się mleczka, trącając go stópką, taką bardzo lodowatą, niczym mrożony groszek.

-cześć, dawno się nie widzieliśmy - mruknął, pocierając nosem o gładki policzek capri. objął ją również ramieniem, czując taką wewnętrzną potrzebę, aczkolwiek nie był to mimo wszystko instynkt macierzyński. przymknął oczy, którym daleko było do skośności yoko ono, z którą widziałam fajny tiszert w topszopie, w ramach dygresji ci to piszę. nie pamiętam co robił liam, więc uwaga, mówi - masz zimne stopy.

- wiem, zimno mi, zimno zimno lajam. - skuliła się w jego ramionkach, kto by się nie chciał skulić w ramionach turnera, ja bardzo bym chciala, a wcześniej bym pociachała alexę czang czung czy dżingis czan bla bla na malutkie kawałeczki.
a potem zasnęli, nikt nikogo nie oblał mlekiem i było miło.